Nabożeństwa

Święta Liturgia

Środa - 9.00 (Uprzednio Poświęconych Darów)
Piątek - 17.00(Uprzednio Poświęconych Darów)
 Sobota  9:00
Niedz.  7:00,  8:30,  10:00  

Modlitwa za dusze zmarłych

Pon. - Sob.  9:00

Akatyst

Środ.  17:00


Mała Liza (1)

13.02.2013

O Aniele Stróżu

Liza była jeszcze bardzo mała i  nie umiała nawet mówić ani chodzić, kiedy  Anioł Stróż przylatywał już do niej niepostrzeżenie i czuwał przy jej łóżku, chroniąc ją od wszelkiego zła.

Kiedy Liza podrosła, mama powiedziała jej o tym, a jeszcze nauczyła ją modlitwy do Anioła Stróża. 

– Czy mogę go zobaczyć? – pytała Liza.

– Zwykli ludzie nie mogą go zobaczyć – mówiła mama. – Można tylko odczuć ich obecność, ale i to zdarza się to w bardzo rzadkich chwilach.

– W jakich chwilach? Jak odczuć?… – chciała wiedzieć Liza.

– Wiesz, – powiedziała mama – anioły można tak odczuć jak zapach kwiatów albo jak ciepło wokół siebie i w samym sobie. We wszystkim, co piękne – w błękitnym niebie, w muzyce, w uśmiechach ludzi, w świetle księżyca – we wszystkim tym można poczuć, jak przelatuje anioł. Można też w sercu usłyszeć głos anioła. Ale jesteś jeszcze mała i nie wiem, czy zrozumiesz.

– Nie jestem już mała – pomyślała Liza. – Niedługo będę miała sześć lat.

Następnego dnia, kiedy poszły na spacer z ciocią Anią, Liza podniosła głowę i długo patrzyła na błękitne niebo, ale nic nie zobaczyła.  Dowiedziawszy się o tym, mama się roześmiała. Lizie zrobiło się przykro, i postanowiła, że już nie będzie się starała zobaczyć swojego Anioła.

Co wieczór modliła się do niego, ale nie myślała o nim przez całą resztę dnia.

A jednak ujrzała go. Oczywiście nie tak, jak widzimy innych ludzi, tylko oczami swojej duszy.  O tym, jak to się stało  dowiecie się, czytając następne opowiadania o Lizie.

  

Imieniny

Liza z mamą, tatą i ciocią Anią mieszkali na działce. Zbliżał się dzień imienin Lizy. W te dni było wilgotno i ciepło, nawet wiatr był ciepły. Co pewien czas padał ciepły krótki deszcz, a kiedy później wyglądało słońce, czuło się zapach topoli, czeremchy i bzu. W ogrodzie kukała kukułka. W przeddzień imienin Lizy wszyscy poszli do lasu po kwiaty, a później postawili na stół cały wazon wielkich świeżych konwalii z zieloniutkimi liśćmi. Liza bardzo czekała na swoje imieniny. Co jej podarują w tym roku?

Wieczorem mama zawołała ją do siebie.

Jesteś już dużą dziewczynką – powiedziała. – Powinnaś wiedzieć, co to jest dzień Imienin. Przecież to dzień twojego Anioła, dzień, kiedy Cerkiew wysławia świętą Elżbietę – Jelizawietę, której imię nosisz. W ten dzień twoja Święta będzie się szczególnie modliła za ciebie do Pana Boga, a ty powinnaś szczególnie postarać się o to, żeby nie zasmucać jej niegrzecznym zachowaniem i niedobrymi myślami. Jutro w Cerkwi przed świętą Komunią przypomnij sobie, co zrobiłaś niedobrego, postaraj się nabrać odwagi, żeby przyznać się i  nigdy tak już  nie postępować; i poproś swojego Anioła, aby  ci  w tym pomógł. A czy wiesz, co znaczy słowo „anioł”? Anioł – znaczy Posłaniec. Anioły tak zostały nazwane, bo przylatują do ludzi z poleceniami od Pana Boga. Mama wytłumaczyła to  Lizie słowami z wiersza Lermontowa:

Północą przelatał niebieski posłaniec

I cichą pieśń śpiewał niebiosom bez granic,

I miesiąc, gwiazd roje, obłoków zastępy   

Słuchały tej pieśni świętej.

 

I śpiewał o szczęściu dusz czystych, wieczystych

Pod rajskich ogrodów namiotem cienistym,

I śpiewał o Bogu potężnym, i chwała

Jego szczerości jaśniała.

 

W objęciach  niósł  duszę, jak małą dziecinę,

Na ziemię rozpaczy, na płaczu dolinę,

I w duszy zarannej dźwięk pieśni szczęśliwej

Pozostał – bez słów, lecz żywy....

 

Przed snem, w swoim łóżeczku Liza długo patrzyła na gwiazdę, która zaglądała w jej okno.  Kiedy mrużyła oczy, między nią a gwiazdą  rozciągał się bardzo cienki zielony promień. 

Kto wie, a może właśnie po takim cienkim promyku Anioły schodzą na ziemię? – zastanawiała się Liza.

Na jutrzejszą uroczystość końce  warkoczy Lizy były nawinięte na rurki – papiloty. Przeszkadzało to w spaniu, ale  kiedy jej było niewygodnie,  przypominała sobie, że jutro są jej Imieniny, i zaraz robiło się jej przyjemnie.

Obudziła się wcześniej niż zwykle. Zasłony złociły się w słońcu i nadymały się jak żagiel w tym miejscu, gdzie było otwarty lufcik. Mama jeszcze spała, a obok łóżka Lizy stało coś, na widok czego jej serce drgnęło z radości. To był stolik z prezentami, nakrytymi czystym białym obrusem. Było widać zarysy jakichś kanciastych, ni to twardych, ni to miękkich, nie dających się rozpoznać, przedmiotów. Liza poderwała się, budząc mamę, i razem zaczęły przeglądać prezenty. Był tam obarzanek od cioci Ani, duża lalka od taty, naczyńka do herbaty na tacce od mamy, gra lotto od Fiedi, kuzyna Lizy, i kilka książek z obrazkami. Liza przygarnęła do siebie lalkę i tańczyła z radości wokół stolika.

A później Liza, ubrana w białą sukienkę mając wplecione białe kokardy w warkoczach, poszła do cerkwi. Cerkiew stała na wzgórzu, była ogrodzona białym płotem, jej kopuła była niebieska i ozdobiona złotymi gwiazdami.

Okna były otwarte i z góry przez boczne okno na ikonostas rozlewał się cały potok promieni słońca. Nagle przez okno wleciał jakiś ptak i zaczął przelatywać przed ołtarzem. Na początku Liza obserwowała promienie i fruwającego ptaka, ale przypomniała sobie, że w cerkwi nie wolno myśleć o niczym postronnym, i zaczęła słuchać śpiewu. Kiedy przyjmowała komunię, mama podniosła ją do góry i przybliżyła do świętej czaszy.  Liza była bardzo wzruszona i starała się wstrzymać oddech, aby chociaż przez chwilę nie mieć żadnych niewłaściwych myśli.

„Jeśli przynajmniej przez pół minuty będę mogła o niczym nie myśleć, to w tamtej chwili będę bezgrzeszna jak sama święta Elżbieta”, – myślała Liza, ale wciąż jej to nie udawało się zrobić. Dzięki temu, że przyjmowała komunię, że świeciło słońce i światełka świec, dzięki śpiewom i   niebieskim kłębom kadzidła, czuła się tak uroczyście i radośnie, że zaczęła z całego serca modlić się do swojego Anioła.

„Pewnie jest teraz tutaj, na pewno jest tutaj myślała Liza. – Jeśli bardzo szybko się odwrócę, to możliwe, że go zobaczę”. To dlatego wszyscy ludzie stali się tacy mili i patrzą na nią z czułością. Liza chciała zrobić jakąś przyjemność  każdemu z nich, coś im podarować. Przeprosiła, gdy przypadkiem potrąciła jakąś grubą panią i bardzo uprzejmie pomogła przejść do przodu staruszkowi z laską. Wszystkich, wszystkich ludzi,  co do jednego, żałowała i kochała w owej chwili…

Kiedy wyszli z cerkwi, musieli przeczekać krótki deszcz. Padało, a jednocześnie świeciło słońce, a kiedy deszcz się skończył, wszystko naokoło – chmury, drzewa, ptaki – wszystko unosiło się radością i śpiewało, tak samo jak dusza Lizy.

Cały ten dzień był wspaniały. Przyszli goście, było pyszne ciasto, później bawiono się w ogrodzie – Liza była bardzo zadowolona..

Kiedy kładła się spać i myślała o swoich imieninach,  poczuła, że najlepsze chwile tego dnia przeżyła w cerkwi, kiedy kochała wszystkich ludzi i kiedy wydawało się jej, że prawie zobaczyła swojego Anioła.

 

tłum. ls-gs

(Fragment wiersza Michała Lermontowa – w przekładzie Mieczysława Jastruna).

do góry

Prawosławna Parafia Św. Jana Klimaka na Woli w Warszawie

Created by SkyGroup.pl