Nabożeństwa

Święta Liturgia

Środa - 9.00 (Uprzednio Poświęconych Darów)
Piątek - 17.00(Uprzednio Poświęconych Darów)
 Sobota  9:00
Niedz.  7:00,  8:30,  10:00  

Modlitwa za dusze zmarłych

Pon. - Sob.  9:00

Akatyst

Środ.  17:00


Wierzę, Panie, pomóż niedowiarstwu memu – kazanie na czwarty tydzień Wielkiego Postu

10.04.2021

Ewangeliczne opowiadanie o uzdrowieniu przez Chrystusa Zbawiciela opętanego zawiera w sobie piękne nauczanie i zwraca uwagę na to, w jaki sposób dokonuje się zbawienie człowieka. Obraz opętanego młodzieńca – to jakby obraz całej ludzkości. Bowiem dusza współczesnego syna ziemi jest opanowana i zraniona siłą nieczystą – duchem złości, zepsucia, grzechu i namiętności – tak jak zraniony bywa często podróżnik, który wpadł w ręce rozbójników.

Św. apostoł Marek opowiada, że Chrystus zapytał ojca epileptyka, rzucanego i szarpanego przez mroczne siły: Od jak dawna to się z nim dzieje?(Mk 9,  21).

Odpowiadając na pytanie, ojciec opętanego przez biesy młodzieńca błagał Syna Bożego, by Ten zlitował się nad nim i pomógł. Jednocześnie zauważył niedostateczną wiarę w Chrystusa – Cudotwórcę. Ale jeżeli coś możesz, zlituj się nad nami i pomóż nam(Mk 9,  22).

Na uwagę Zbawiciela, że do otrzymania tego, o co prosimy, potrzebna jest przede wszystkim głęboka wiara ze strony proszącego – ten ze łzami zawołał: Wierzę Panie, pomóż niedowiarstwu memu (Mk 9,  24).

W tym rozpaczliwym krzyku umęczonego ojca opętanego młodzieńca słyszymy jakby wewnętrzną, szczerą spowiedź: „Ja wierzę, gotów jestem uwierzyć całym sercem, lecz wątpliwości, wbrew mojej woli, zaczynają mną władać. Przyjdźże mi na pomoc, rozwiej te zwątpienia, umocnij mnie duchowo, żeby moja wiara stała się silną, niewzruszoną i pełną”. Miłosierny Pan, który nie odmawiał uzdrawiania tych, którzy zwracali się do Niego ze swoimi ranami duszy i ciała – uzdrowił opanowaną przez biesy duszę młodzieńca. Tłum ludzi, który był świadkiem tego wydarzenia, dziwił się wielkości dzieła Bożego, który dokonał takiego cudu, a apostołowie pozostawszy na osobności z Nauczycielem, zapytali Go: Dlaczego to my nie mogliśmy go wygnać? (Mk 9,  28). Przez niedowiarstwo wasze – objaśnił im Chrystus –  i mówił dalej: Ten rodzaj w żaden inny sposób wyjść nie może, jak tylko przez modlitwę i post (Mt 17,  21).

Niewątpliwie św. Apostołowie mieli wiarę w Syna Bożego, lecz ich przekonanie o niebiańskim posłannictwie Mesjasza, o tym, że na grzesznej ziemi pojawił się prawdziwy Bóg, nie było jeszcze w pełni dojrzałe. Tę właśnie słabość wiary Chrystus nazywa niedowiarstwem. Natomiast wiarę gorącą, niezachwianą, niezmąconą żadnymi przyziemnymi myślami, zamierzeniami, porównuje do ziarnka gorczycy. Podobnie jak maleńkie ziarnko gorczycy, które potem stopniowo przemienia się w duże silne drzewo, tak i twarda, silna wiara ma w sobie skrytą moc pokonywania wszystkich przeszkód i przeciwności, które spotykają na swojej drodze dzieci Boże. A gdzie wiara, tam oczywiście i modlitwa, tam i post. Tam pełna możliwość uczestnictwa w łasce Bożej, przezwyciężania pokus i zgorszeń, którymi życie nas szczodrze obdarza.

Niemało jest ludzi, którzy myślą, że dla bliskości z Bogiem wystarczy czasami swoje westchnienie skierować ku górze, wystarczy mieć taką wiarę, która od czasu do czasu rozpala się słabiutkimi iskierkami. Walka, wysiłek dla osiągnięcia Królestwa Bożego, wydają się im niepotrzebne. Unikając ich, szukają łatwego zbawienia. Niestety, to właśnie podejście przeważa w szerokich kręgach społeczności chrześcijańskiej. Mówią: „Zawołaj, jak kiedyś złoczyńca na krzyżu – i otrzymasz koronę żywota”. Mówią tak ci, którzy zapominają, że złoczyńca, owszem, prosił Chrystusa – wisząc obok Niego, na krzyżu. Mówią tak ci, którzy na swój własny krzyż patrzą nie jak na ciężar, który jest „brzemieniem sprzyjającym dobru”, a jak na niezasłużone i niesprawiedliwe przeznaczenie. I droga życia duchowego, na której Zbawiciel zasadził drzewo krzyża, rozpatrywana jest przez wielu jako szlak trudny i wcale nie konieczny. A przecież i Apostoł ostrzega:

Wy, którzy macie ducha, poprawiajcie [...] Bo kto sieje dla ciała swego, z ciała żąć będzie skażenie, a kto sieje dla ducha, z Ducha żąć będzie żywot wieczny (Gal 6, 1,8).

Oto dlaczego Święta Cerkiew nieustannie przypomina swym dzieciom, jaka powinna być ich praca dla zbawienia duszy. Dzisiejsze opowiadanie ewangeliczne tak jasno i przekonująco utwierdza nas, że przybliżenie się do Boga, odczuwanie Go, uwarunkowane jest noszoną przez nas w sercu i ogrzaną rozumem wiarą. Wiarę czystą, doskonałą, dojrzałą, wolną od wszelkich wątpliwości i wahań. Wychowaniu nas samych w takiej właśnie wierze musi koniecznie towarzyszyć modlitwa i post. Tymi dwoma mocnymi sposobami pokonamy zgorszenie i zło, które odrywa ludzi od Boga i prowadzi ich na skraj przepaści.

„Dwie siły całkowicie przeciwstawne między sobą, – poucza nas Pasterz Kronsztadzki – wpływają na mnie: siła dobra i siła zła, życiodajna i śmiercionośna. Obie są niewidzialne, ponieważ są to siły duchowe. Dobra siła, po wolnej i szczerej modlitwie, zawsze odgania złą. A siła zła uzbrojona jest w zło, które kryje się we mnie”.

Żeby nie cierpieć z powodu nieustannych napadów złego ducha, trzeba stale w swoim sercu nosić modlitwę Jezusową: „Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznym”. I jeśli będziemy tak postępować, to Pan pomoże duszy naszej zwyciężyć ciało i sprawcę pokus cielesnych – szatana, a my odniesiemy zwycięstwo i otrzymamy koronę żywota Królestwa Niebieskiego. A jeśli dopuścimy zwycięstwo po stronie ciała, to nie tylko nie otrzymamy należnej nam nagrody, lecz także będziemy osądzeni na wieczne męki w piekle ognistym, z którego, swoją łaskawością i umiłowaniem człowieka, może nas wybawić tylko Pan”.

U Pasterza Kronsztadzkiego słowo nie mijało się z czynem – sam przede wszystkim postępował tak, jak nauczał ludzi. I jemu, którego wiara podobna była do płomienia; jemu, który spędzał całe dni w nieprzerwanej modlitwie i surowym poście, Pan Bóg dał niezwykły dar. Uzdrawiając imieniem Bożym niedomagające duchem i ciałem dzieci w Chrystusie, Pasterz Kronsztadzki tym samym zachęcał wiernych do budowania swojego zbawienia; umacniania Chrystusem i w Chrystusie słabnącej, rozpraszanej przez złą siłę wiary.

„Wierzę, Panie, pomóż niedowiarstwu memu!”… Jakże nieodzowne i na czasie jest dla nas takie wołanie do Boga! Przyjrzyjcie się otaczającej nas rzeczywistości i zobaczcie, jak niewielu jest chrześcijan, którzy chcą pobożnie, bogobojnie żyć, w swojej pracy odkrywać wiarę i nazywać siebie dziećmi Bożymi. I wprost przeciwnie, jak wielu widzimy ludzi, którzy straciwszy zbawcze światło latarni morskiej, żałośnie błądzą po morzu swojego życia bez jasnego kierunku. Nie wiedząc, gdzie i w czym ginie ich cicha przystań, gdyż burze i złość niszczą ich energię, pustoszą ich duszę i doprowadzają nieszczęsnych do błędnego przekonania o braku sensu ludzkiego życia. Żałosny i jednocześnie straszny jest los tych, którzy całkiem stracili wiarę w pogoni za fałszywym i złudnym szczęściem, za służeniem jedynie nietrwałemu ciału…

Baczcie, bracia, żeby nie było czasem w kimś złego, niewierzącego serca, które by odpadło od Boga żywego – pisze apostoł Paweł do Hebrajczyków (Hbr 3,  12).

O tej przestrodze niech pamięta każdy z nas, żeby nie stracić bezcennego daru wiary i nie zarazić się zgubnym niedowiarstwem. Św. Apostoł mówi: „widzimy przyczynę odstępstwa od Boga – jest nim złe i niewierne ludzkie serce, które ma wpływ również na umysł i przekonania. A jakie przekonania, takie i życie, a następnie i los człowieka po jego odejściu z tego świata”.

Jeszcze mędrzec Salomon pisał: Czujniej niż wszystkiego innego strzeż swego serca, bo z niego tryska źródło życia! (Przyp, 4  24) – To znaczy źródło, które daje początek pragnieniom, uczuciom, porywom. Serce pobudza również siły moralne naszej duszy. To, w jaki sposób nasze serce odbiera różnego rodzaju zjawiska i wrażenia, wpływa na to, jakimi odbijają się one w naszej świadomości i woli. Oto dlaczego św. Grzegorz Teolog (Grzegorz z Nazjanzu) nazywa serce „mieszkaniem rozumu”, a wspaniały asceta św. Makary Wielki porównuje umysł do światła słonecznego, zaś serce do okna, w którym skupiają się promienie rozumu. Jeśli serce jest jasne i czyste, to znak, że jasny i pozbawiony chmur jest umysł i oddaje on pokłon nieskończonej wielkości i dobroci Bożej, układa w sercu hymny i pochwały Twórcy wszystkiego.

Historia i doświadczenie życiowe pokazują, że ludzie pobożni i bogobojni nigdy nie bywają małej wiary. Postęp wiedzy, szczególnie w naukach teologicznych i przyrodniczych oraz w sztuce tylko wzmacnia ich wiarę. Oni głęboko i niezachwianie czują, że sercem wierzy się w prawdę (Rz 10, 10). Sercem – a nie umysłem, który może i powinien przyjąć i przyswoić sobie wysokie prawdy, i jednocześnie w żaden sposób nie odrzucać tego, czego nie jest w stanie sobie wyobrazić. Tym bardziej, że w tajemnicach wiary chrześcijańskiej są tajniki tak głębokie, że i mieszkańcy Niebios, Święci i Aniołowie – sami Aniołowie wejrzeć w nie pragną (1P 12). Lecz Boża prawda, zgłębiana rozumem, nieraz zwodzi człowieka na manowce, jeśli jego serce jest zepsute. Czysta i przyjemna w smaku woda staje się mętna i zatęchła, jeśli nalejemy ją do brudnego naczynia. Tak jest i z Boską prawdą, sama w sobie jest ona najczystsza i niezniszczalna, natomiast fałszywie interpretowana w zepsutym sercu zmienia się w zależności od gustu, nastroju tych, którzy zdolni są wyrzec się wszystkiego, co święte. W sercu tych, którzy, według Apostoła, znikczemnieli w myślach swoich, a ich nierozumne serce pogrążyło się w ciemności (Rz 1,  10).

Należy więc czuwać, chronić się i zwyciężać zgorszenia modlitwą i postem, uważnie słuchać swojego serca, by nie zeszło z prawej drogi Bożej i nie stało się ślepym niewolnikiem ciała i grzechu.

Jakie serce, taka i wiara. Kto jest w stanie do końca swych dni zachować jasnym swoje serce, ten do grobowej deski zachowa też żywą wiarę: Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci koronę żywota (Ap 2,  10). Przecież Pan nasz naucza: Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą (Mt 5,   8).

Wszystkim nam godzi się wołać do Boga: „Wierzę, Panie, pomóż niedowiarstwu memu”. Pamiętajmy też, że aby zostać zbawionym, nie wystarczy jedno westchnienie, jeden poryw miłości i wiary. Trzeba żyć i postępować tak, by miłosierny Pan zamieszkał w nas, aby miłościwie wejrzał na nas i oświecił całe nasze ciało, nasz chwiejny umysł i skłaniające się ku złu nasze serce, żeby nasz duch i dusza, i ciało niech będą  zachowane bez nagany na przyjście Pana naszego, Jezusa Chrystusa (1 Tes 5,  23).

„Wierzę, Panie, pomóż niedowiarstwu memu” – niech tak modli się każdy z nas, niech każdy gorąco prosi Boga, by miłościwie wejrzał na nas, żebyśmy zrzuciwszy okowy, założone na nas przez ducha zła i ciemności, mogli pobożnie i swobodnie wypełniać swoje zbawienie w Panu. Niech każdy ze łzami prosi o dar gorącej, świadomej wiary, aby nic nie było w stanie oderwać nas od Pana, żebyśmy mogli, podobni Chrystusowi, który szedł dobrowolnie na męki i śmierć, powiedzieć: Nadchodzi bowiem Władca Świata, ale nie ma on nic do mnie (J 14,  30). Amen.

Ks. Archimandryta Teofan (Protasewicz) *                    

tłum. Eugenia Florczak

* Ks. archimandryta Teofan Protasewicz był proboszczem naszej parafii od 1939 roku do tragicznej śmierci w 1944 roku.

 

do góry

Prawosławna Parafia Św. Jana Klimaka na Woli w Warszawie

Created by SkyGroup.pl