6 maja
19.05.2018
Abba Izajasz mówił o sobie: „Postrzegam siebie niczym konia włóczącego się bez jeźdźca. Kto go znajdzie, ujeżdża go i jeździ do woli. Gdy jeden jeździec porzuca konia, następny dosiada go i postępuje tak samo, a następnie trzeci, i kolejni.” Ten wielki asceta, o którym wszyscy mówili z podziwem, że osiągnął doskonałość, mówił tak o sobie albo z powodu pokory, albo pamiętając o swej przeszłej niedoskonałości. Najważniejsze jest to, że te słowa odnoszą się do każdego chrześcijanina, który duchowo chadza nieokiełznany i nieskrępowany. Gdy tylko jedna namiętność zsiada z niego, zaraz dosiada go inna. Gdy tylko jedna znużyła go i porzuciła w rozpaczy, kolejna dosiada go ze złudną nadzieją, że uczyni go szczęśliwym. Taki człowiek nie ma jeźdźca, który skierowałby go na właściwą drogę, nie zbaczając na lewo czy prawo. Jedynym przyjaznym jeźdźcem, którego należy powitać z entuzjazmem jest święty i potężny duch chrześcijański.