Nabożeństwa

Święta Liturgia

Poniedziałek - Sobota - 9.00 Boska Liturgia
 
 
Niedziela  7:00,  8:30,  10:00  

Modlitwa za dusze zmarłych

Pon. - Sob.  9:00

Akatyst

Środ.  17:00


Relacja z XXII warszawskiej pieszej pielgrzymki na św. Górę Grabarkę (2024)

18.09.2024

Niech się nie trwoży serce wasze (J 14,27). 
13 sierpnia, dzień w którym już po raz dwudziesty drugi wyrusza piesza pielgrzymka z Warszawy na Św. Górę Grabarkę. Co roku inna, nawet dla osób, które już wielokrotnie w niej uczestniczyły. Jak krótko oddać tę różnorodność uczuć, myśli i przeżyć? Oddając głos jej uczestnikom – pielgrzymom…


DZIEŃ 1 


Oczami niedawno poślubionego niezwykłego małżeństwa
Pierwszego dnia tegorocznej pielgrzymki pomyślałem o wszystkich chrześcijanach, którzy gromadzili się, by przemieszczać się z miejsca, które stawało się niebezpieczne do takiego, gdzie widzieli siebie samych - tylko z Bogiem. Uciekali od prześladujących ich w wysokie góry, by tam rozpocząć nowe życie z Bogiem. Byli tam przybyszami - ale z Bogiem - będąc Jego ukochanymi.
 I tak pomyślałem o tym, jak nasi bracia i siostry prawosławni antiocheńscy, Ormianie czy Palestyńczycy zawsze wędrowali w tej walce, podążając do bezpiecznych brzegów. 
Pierwszego dnia pielgrzymki idziemy z tego świata do Królestwa Bożego, walcząc, niosąc nasze bolączki. Opuszczamy codzienne sprawy i wkraczamy na ścieżkę z Bogiem, gdzie liczy się tylko bycie z Nim. Idąc, nie oglądamy się za siebie. Zawsze wyczekujemy tego spotkania z Nim na Grabarce, kładąc nacisk na przymierze z Nim.
Jamil Younes

Trzynastego sierpnia 2024 roku, jak zawsze tego dnia, zgromadziliśmy się pod warszawską katedrą, by pojechać do wołomińskiej cerkwi, i tam Boską Liturgią zacząć naszą pieszą pielgrzymkę z Warszawy na Świętą Górę Grabarkę. Już dwudziestą drugą! Sama uczestniczę w niej od lat, ale tym razem miałam do niej nieco inne podejście. Po pierwszy raz szłam już jako mężatka, z mężem, niosąc razem krzyż nie tylko ten drewniany, ale i życiowy. Duchowa walka, gdzie jedni dla drugiego jesteśmy krzyżem, o czym mówili nasi ojcowie duchowi w trakcie kazań w wolskiej cerkwi na ceremonii sakramentu małżeństwa, i o czym już na początku pielgrzymki dogłębnie się przekonaliśmy. 
Ale, tak naprawdę, każdy niesie jakiś krzyż, jakieś myśli, obawy… We właściwym (nomen omen) nakierowaniu naszej postawy miało służyć tegoroczne motto: Niech się nie trwoży serce wasze (J 14,27). A często się trwoży! Nie inaczej było ze mną - w tym roku naprawdę nie wiedziałam, czy będzie dane mi pójść w pielgrzymce z pewnych względów, a jeśli tak, to w jakim będę stanie. Bóg jednak pokazał, że nie ma się czego bać, a jedynie należy pamiętać o tym, że musimy z Nim przebywać - a pielgrzymka to najlepsza do tego okazja. Ta więź z Bogiem to też relacja z drugim człowiekiem. Współpielgrzymującymi i z tymi, którzy nas spotykają. Tych pierwszych – już 13 sierpnia - była nas rekordowa liczba, około 150, różnych narodowości, w wśród nich debiutował na naszej Pielgrzymce rodowity Irlandczyk prawosławny. To poważne wyzwanie dla organizatorów i uczestników, zwłaszcza, że liczba ta miała już tylko rosnąć - o czym zaczęliśmy się przekonywać już od pierwszych kroków i postojów. Służba porządkowa i księża, którzy szli od początku, ojcowie - Adam Misijuk, Jerzy Kulik i Dawid Martyniuk - musieli się wyjątkowo trudzić. 
Wiedzieliśmy, że w tym roku będzie inaczej… Ot, choćby to, że drogą, od początku, musieliśmy iść nie - jak dotąd - dwójkami, lecz trójkami. Ta liczba nie przeraziła jednak (tak zgodnie z mottem!) tych, którzy zawsze nas witają tego dnia: proboszcza wołomińskiej parafii ojca Michała Dmitruka, pana Jerzego z mieszkańcami Mostówki, obywateli wsi Turze i Rojków z niesamowitym panem Eugeniuszem na czele, którzy przygotowali dla nas wystawny, pyszny obiad w remizie. 
Pierwszy dzień Pielgrzymki jest najdłuższy, pod względem liczby kilometrów do przejścia, pogoda jednak dopisała, co prawda było gorąco, ale nie padało, tak więc dotarliśmy spokojnie do pierwszego miejsca noclegowego, czyli szkoły we wsi Dobre. Dzień zwieńczyliśmy tradycyjnie kolacją i modlitwami wieczornymi, w których przeplatał się w język cerkiewnosłowiański i polski. Ksiądz Adam po ich zakończeniu przypomniał, na czym polega pielgrzymowanie, i jak powinien zachowywać się pielgrzym.
Dominika Kovačević-Younes


DZIEŃ 2 
„(…) ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić.” (J 15,5)

Już po raz jedenasty doświadczam drugiego dnia pielgrzymowania. Za każdym razem pierwsze dwa dni to bardziej wysiłek fizyczny - wraz z kolejnymi godzinami marszu odpadają z człowieka ciężkie betonowe złogi, które zebrały się od kurzu drobnych spraw i trosk, który się wznosi od biegnięcia przez cały rok po wydeptanych koleinach. Znane mi już dwa dni. Ale chyba za dużo było we mnie przeświadczenia, że znane… Nauka przyszła szybko - wieczorem pierwszego dnia dopadła mnie gorączka i dreszcze. Przyszły myśli, żeby dalej już nie iść, bo sił brak. A nawet, że może i w następnej pielgrzymce już nie pójść…
Ale wieczorem otoczyła mnie tak intensywna miłość, troska i pomoc od wielu bliźnich na sali gdzie nocowalismy, że nieustannie rozbrzmiewały we mnie słowa jeden drugiego brzemiona noście (Ga 6,2). Połknąłem wszystko, co dostałem - dla poprawy zdrowia - od wielu i rano już byłem zdrów. Mało tego - jakie było słowo wygłoszone przez ojca Adama przed wyjściem pielgrzymki? Aby idąc nie myśleć, że o tym, że JA dojdę do Św. Góry, ale że z Bożą pomocą dojdę do Św. Góry, bo sam nic nie mogę, ale Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia (Flp 4, 13).
Nieraz zwracało moją uwagę to, że często psy szczekają na idącą pielgrzymkę, a krowy pasące się na łąkach przerywają jedzenie, podnoszą głowy i dużymi oczami intensywnie wpatrują się w przechodzących ludzi. Wtedy przypominają mi się słowa Wół zna swojego gospodarza i osioł żłób swego pana… (Iz 1, 3). Tym razem było to jeszcze silniejsze – gdy pielgrzymka przechodziła koło jednej z łąk, stado krów przerwało jedzenie trawy, podniosło głowy i patrzyło na idącą pielgrzymkę. A po chwili… wszystkie ruszyły stadem idąc równolegle do pielgrzymki. Bez wątpienia, wół i osioł swego Pana znają…
Dzień zakończył się przystąpieniem pielgrzymów do Sakramentu Spowiedzi, bo następnego dnia rano służona będzie Boska Liturgia w lesie.
Pielgrzym

DZIEŃ 3 
Boska Liturgia i jedna Rodzina

Trzeci dzień rozpoczyna się inaczej niż zwykle. Jest to czas, w którym dołącza wielu pielgrzymów, aby uczestniczyć w porannej Św. Liturgii, która odprawiana jest w lesie. Wyruszyliśmy z krzyżem ze szkoły w Węgrowie, aby za chwilę dotrzeć na zupełnie zwykłą, leśną polanę, która na ten jeden dzień w roku przeistacza się w pełnoprawną Cerkiew. Jest to miejsce, które delikatnym szumem drzew i śpiewem ptaków wzbogaca naszą modlitwę i przeżywanie chwili odosobnienia od codzienności. To czas poszukiwań wśród nowych twarzy swoich znajomych i ta radość gdy nieoczekiwanie się pojawią… To fascynujące, jak z utęsknieniem i determinacją docierają kolejni pielgrzymi zostawiając trudy codziennego życia i poświęcając swój urlop na właśnie taką formę spędzania czasu.
Warto wspomnieć, że w tym roku św. Liturgię poprowadził Jego Ekscelencja, Warsonofiusz, biskup siemiatycki. Jego obecność sprawiła, że św. Liturgia była bardziej uroczysta, dostojna.
Przed wyruszeniem w dalszą drogę pan Jerzy tradycyjnie zrobił nam pamiątkowe zdjęcie i po niedługiej chwili gościli już nas serdeczni przyjaciele z Grochowa na śniadaniu, które jak zwykle było obfite i smaczne. Tym razem śniadanie odbyło się w remizie strażackiej z uwagi na remont szkoły, w której zwykle gościliśmy.
Nasyceni i w radości z podziękowań dla gospodarzy ruszyliśmy w dalszą drogę. I tak mijały nam kolejne kilometry, aż dotarliśmy do Repek. To kolejne miejsce warte wspomnienia ze względu na co najmniej dwie rzeczy. Jedna z nich to tradycyjny już mecz piłki nożnej pielgrzymkowej… Jakież było moje zdziwienie gdy cztery lata temu pierwszy raz usłyszałem, że po całym dniu wędrówki idziemy jeszcze grać w piłkę. Kolejki do prysznica są długie, więc dziewczyny idą się myć a chłopaki udają się na boisko. Wydawać by się mogło, że jesteśmy pomęczeni i jedynie czego potrzebujemy to odpoczynek, ale sił nikomu nie brakowało aby integrować się również przez sport. To są te elementy, które sprawiają, że pielgrzymka Warszawska jest jak jedna rodzina – razem śpimy, razem się modlimy i jak jest czas to również razem się bawimy! Tu naprawdę na wszystko jest czas. 
Druga rzecz to rodząca się żywa relacja z mieszkańcami Repek. Jeszcze kilka lat temu pielgrzymka przechodziła raczej pustymi ulicami do miejsca noclegu - szkoły. Od nastania ks. Tomasza, jako proboszcza w lokalnej parafii rzymsko-katolickiej, relacja ta ożyła. Ks. Tomasz przynosił nam na kolację doskonałą rybę po grecku – wszyscy na to czekaliśmy, a mieszkańcy coraz liczniej i bardzo życzliwie nas witają gdy pielgrzymka przechodzi przez Repki. W tym roku, ponieważ pielgrzymka urosła do ponad 200-u osób panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Repkach własnoręcznie przygotowały ponad 700 pierogów z pieczonymi ziemniakami według specjalnej receptury. Dużo pracy i jeszcze więcej serca i miłości. 
W pełni zadowoleni i szczęśliwi kończyliśmy dzień przepyszną kolacją i wieczornymi modlitwami.
Łukasz Pachwicewicz

DZIEŃ 4 – Razem i po zaśnięciu. Panichida.

To już czwarty dzień naszej pielgrzymki, choć wydaje się jakbyśmy dopiero wyruszyli z Wołomina. O przebytych kilometrach przypominają jedynie pęcherze na stopach i zmęczenie. Jednak każdego ranka wstajemy pełni energii, oczekując kolejnego dnia naszej wędrówki.
Tym co nam dodaje sił i pokrzepia w tym trudzie, na pewno są poranne modlitwy oraz kierowane do nas słowa Ojców.
Naszym tegorocznym mottem jest Niech się nie trwoży serce Wasze. Wyruszamy więc w drogę. 
Czuć wzmożoną radość, ponieważ tego dnia będziemy przekraczać rzekę Bug, granicę, za która wkraczamy do Świata Prawosławia. Mimo, że robiliśmy to już wiele razy, to za każdym kolejnym radość i oczekiwanie na ten dzień jest tak samo mocne. Może dlatego że czujemy się, jakbyśmy wracali do domu, do siebie...
Ale zanim to nastąpi i wyruszymy z Repek zachodzimy do kościoła parafialnego, gdzie przed ikoną Matki Bożej Nieustającej Pomocy modlimy się, razem z katolickimi mieszkańcami miejscowości, którzy przyszli na pożegnani pielgrzymki. Jest to - od kilku już lat - nieodłączny element naszej pielgrzymki, podziękowanie za okazane nam serce i gościnność. Myślę, że dzięki temu nasze pielgrzymowanie na Św. Górę Grabarkę staje się jeszcze pełniejsze. 
Stałym i niezmiennym punktem naszej pielgrzymki, bez którego nie byłaby ona tym czym jest, jest odpoczynek we Frankopolu, gdzie możemy odetchnąć od słońca na trawie wśród drzew. Nasi dobroczyńcy goszczą nas od lat, zawsze oczekując na nas z radością.
A oto i sama rzeka Bug, który szeroko rozlewa się między dwoma brzegami. Za rzeką, na pierwszym postoju – w Wólce Zamkowej, pierwszej prawosławnej parafii na trasie pielgrzymki, Ojcowie służą Panichidę za duszę zmarłej nestorki, u której odbywały się niezapomniane powitania. 
Wzruszenie udzieliło się nam wszystkim oraz domownikom, kiedy wspominaliśmy, z jaką radością co roku byliśmy oczekiwani i z jakim wielkim sercem przyjmowani. 
A stad już tylko króciutki odcinek do Drohiczyna, na ostatni wspólny nocleg.
Agnieszka Kornet


DZIEŃ 5 
Koniec. A może początek?

Ostatni dzień pielgrzymki zaczął się dla nas już o godzinie piątej. Powitał nas słonecznym i parnym porankiem.
Po porannej toalecie i spakowaniu bagaży, ruszyliśmy do drohiczyńskiej cerkwi św. Mikolaja Cudotwórcy. Odsłużona została tam św.Liturgia, a większość pielgrzymów przystąpiła do św.Eucharystii.
Służył ojciec Eugeniusz, proboszcz tamtejszej parafii, a pomagali mu nasi ojcowie - Adam, Jerzy, Dawid, Andrzej, ihumen Pantelejmon oraz diakon Joel.
Po słowach podziękowań od naszego drohiczyńskiego gospodarza oraz ojca Adama Misijuka nastąpiło krótkie śniadanie przy cerkwi.Po nim, wspólne pamiątkowe zdjęcie XXII już pieszej pielgrzymki z Warszawy. Następnie razem z pielgrzymką drohiczyńską ruszyliśmy we wspólną drogę. Słońce i wysoka temperatura dawały nam się we znaki wyjątkowo mocno w tym dniu. Jednak poczucie tego, że jesteśmy już tak blisko naszego celu, dodawało wielu z nam sił, tych duchowych i cielesnych.
Po drodze czoło naszej pielgrzymki napotkało nieoczekiwaną sytuację, z - jak się później okazało - szczęśliwym zakończeniem. Wśród jadących przed nami samochodów nagle na drodze pojawiły się dwa malutkie kotki - zupełnie bezradne leżały na asfalcie.
Z pomocą ruszył ojciec Adam, zapewniając im bezpieczeństwo na swoich rękach, a później w swoim nakryciu głowy. Sytuacja - która, wyglądała na smutną i przykrą - znalazła szczęśliwe zakończenie. Jednego kotka postanowił wziąć ojciec Adam, a drugi znalazł schronienie u jednej z gospodyń z przyjmującej nas wioski.
Oszczędzimy sobie tutaj krytycznych słów wobec osoby, która tak potraktowała naszych braci mniejszych...
Pierwszy postój mieliśmy w miejscowości Klekotowo, gdzie mieszkańcy ugościli nas przepysznymi wypiekami - domowymi rogalikami, ciastem oraz mnóstwem owoców. Słowo podziękowań dla gospodarzy wygłosił ojciec Eugeniusz.
Odśpiewaliśmy także gromkie Mnogaja Lita.
Że śpiewem na ustach rozpoczęliśmy kolejny etap trasy do miejscowości Słochy Annopolskie. A słońce nie dawało o sobie zapomnieć w czasie kolejnego dystansu.
W Słochach powitani zostaliśmy na drodze przez krestny chod, z krzyżem, ikoną oraz duchowieństwem dekanatu siemiatyckiego. Wspólnie udaliśmy się do remizy strażackiej, gdzie czekał już na nas obiad. Zupa i pierogi przygotowane przez tamtejsze gospodynie smakowały - jak co roku - wyśmienicie.
Tu również podziękowaliśmy za gościnę śpiewem i życzyliśmy dobie nawzajem kolejnego spotkania za rok, po czym ruszyliśmy na kolejny odcinek trasy.
Śpiewając pieśni z Bohohlasnika, pod przewodnictwem naszych " pielgrzymkowych sióstr kakofonii" przeszliśmy nieco zacieniony, dający chwilową ochłodę następny fragment drogi.
Kończąc go na leśnej polance, mieliśmy chwilę na ugaszenie pragnienia, posilenie się owocami i krótki odpoczynek.
Był to ostatni moment, aby zebrać więcej sił na ostatni etap naszej wędrówki.
Cel, do którego podążaliśmy był coraz bliżej.
Kolejno mijając miejscowości Szerszenie, Homoty, Pawłowicze i zatrzymując się na chwilę, częstowani byliśmy przez tutejszych gospodarzy owocami, zimną wodą ze studni oraz kompotem, co pozwalało skutecznie ugasić pragnienie.
Za miejscowością Oksiutycze pielgrzymka, jak co roku, rozdzieliła się: grupa drohiczyńska kontynuowała drogę na św. Górę Grabarkę, a my organizując 20 minutowy postój przygotowaliśmy się do naszego wejścia.
Że śpiewem troparionu Preobrażenija doszliśmy na miejsce, i tradycyjnie pokonując schody wiodące na gorę doszliśmy pod cerkiew Przemienienia Pańskiego. Trwało już nabożeństwo całonocnego czuwania przed świętem Ikony Matki Bożej Iwierskiej.
Każdy uczestnik pielgrzymki zgodnie z tradycją okrążył cerkiew. Za dużym pielgrzymkowym krzyżem jedni podążali na kolanach, ze swoimi krzyżykami, inni szli spokojnie, także oddając się modlitwie.
Po obejściu świątyni nastąpił moment poświęcenia i ustawienia krzyża, wśród stojących już naszych warszawskich krzyży z ubiegłych lat. Pod krzyżem każdy uczestnik pielgrzymki złożył swój krzyż symbolizujący niesiony przez ostatnie pięć dni trud, wysiłek, prośby i intencje.
Nadszedł ostatni moment naszej pielgrzymki - podziękowanie i pożegnanie. Zebrani w kole, na przygotowanym dla pątników polu namiotowym, dziękowaliśmy sobie za tych kilka trudnych, ale jakże budujących nas duchowo dni.
Szczególne podziękowania skierowane zostały przez ojca Adama do Jego Eminencji Wielce Błogosławionego Sawy, Metropolity Warszawskiego i całej Polski, z którego to błogosławieństwa zorganizowana była XXII już pielgrzymka. Gorące podziękowania usłyszeli też Tomek i Michał, wieloletni organizatorzy pielgrzymek, pilnujący, aby wszystko działało bez zarzutu, a wszystkim nam pielgrzymowało się wygodnie i bezpiecznie, Ania W. - za dużą cierpliwość do nas :-),zaangażowanie i poświęcony czas na zapisy uczestników, sprzedaż krzyży i koszulek; Justyna G., za codzienny uśmiech w trakcie kolejnego już roku czuwania nad naszym bezpieczeństwem w czasie drogi, Darek, który całą pielgrzymkę trudzi się - już kolejny rok - przewożąc nasze bagaże, cały sprzęt potrzebny nam na co dzień, organizuje postoje, oraz chłodzi pielgrzymów wodą na trasie.
Podziękowania otrzymali ojcowie, którzy drugiego dnia przyjechali pomóc przy Sakramencie Spowiedzi oraz wszyscy Ci, którzy bezpiecznie prowadzili nas przez całą trasę pielgrzymki - czyli młodzież, która tak pięknie co roku włącza się w zabezpieczenie trasy na św. Górę Grabarkę.
Wyrazy wdzięczności przekazane zostały także osobom pomagającym w przygotowywaniu posiłków - śniadań i kolacji dla pielgrzymów, oraz wszystkim tym, którzy starali się każdego dnia, w różny sposób, jak kto potrafił, pomagać współbraciom i siostrom w napotkanych trudnościach.
Z naszej strony podziękowanie do ojców Adama i Jerzego skierował Michał. Wyraził wdzięczność za podjęcie się zorganizowania pielgrzymki i opiekę duchową nad całą grupą pielgrzymów.

Do zobaczenia w kolejnym roku, a w międzyczasie w naszych świątyniach - zarówno warszawskich jak i w innych miastach.

Maciej Król

do góry

Prawosławna Parafia Św. Jana Klimaka na Woli w Warszawie

Created by SkyGroup.pl