W trosce o Cerkiew.
04.11.2022
Bracia i Siostry, z uwagi na Wasze pytania; „Co myśleć o poustawianych bilbordach w Białymstoku” zamieszczam poniżej list o. Grzegorza. List został napisany w obronie wiary, godności i spokoju ludzi. W swojej treści jest wyważony i co ważne z odpowiedzialnością za słowa. Ważnym uzupełnieniem poniższego listu o. Grzegorza są słowa p. Leszka Sykulskiego w rozmowie z p. S. Pitoniem. Istotne informacje są od 46 min.
o. Adam
"Domyślasz się Synu, że powodem tego listu i zawartej w nim mojej prośby, są Twoje bilbordy. Namawiasz prawosławnych wyrzec się swych korzeni, zapomnieć o swym rodowodzie, narodzie, rodzinie. Czy chciałbyś mieć przyjaciół, którzy zdradzili własną matkę? Postanowiłeś naprawić Cerkiew, Prawosławie i od razu popełniłeś błąd. - My prawosławni naprawę powinniśmy zaczynać zawsze od siebie! Zwracasz się tylko do prawosławnych Polaków. A prawosławni Białorusini, Ukraińcy, Łemkowie, którzy mieszkają tu od wieków i Polskę uważają za swą Ojczyznę?
Czy prawosławni obywatele naszej Ojczyzny kiedykolwiek Ją zdradzili? Odwrotnie, bronili Jej! Zapomniałeś o kapelanie wojska Polskiego o. Szymonie Fedorońko? - Zginął w Katyniu. Dwaj jego synowie Wiaczesław i Orest walczyli i oddali życie w Powstaniu Warszawskim. Trzeci - Aleksander był lotnikiem RAF-u. Bronił Anglii, zrzucał pomoc powstańcom, zginął nad Mannheim.
A Sybiracy - gdy tylko dano im możliwość - zgłosili się do Armii Andersa. Walczyli pod Tobrukiem, zdobywali Monte Cassino. Kwatery grobów z naszymi krzyżami są na cmentarzach w Monte Cassino, Loreto, Bolonii. Ci, co nie zdążyli do Andersa, od bitwy pod Lenino rozpoczęli swój powrót do kraju, do rodzinnych stron. Dziękowali Bogu, że wrócili z tułaczki, a ci, którzy nie byli nigdzie i jednym i drugim zarzucali, że nie tą drogą szli do domu! Wszyscy wracający byli synami tej samej Ojczyzny i nie przestali być dziećmi Cerkwi. Ona ustami duchownych uczyła miłości i zabraniała nawoływać do zemsty. Proszę nie wpychać nas do worka z tymi, którzy Matki Cerkwi się wyrzekli!
Wstydzisz się historii? - Wspomnij o istniejącej do dziś cerkwi świętych Borysa i Gleba z 1138 roku w Grodnie. Przeczytaj historię życia św. Eufrozyny Połockiej, która na początku XII wieku założyła szkołę dla dziewcząt? Pewnie powiesz: to było skryptorium. Nie! Dziewczęta kaligrafując litery ksiąg Ewangelii i tekstów liturgicznych czytały je, bo zapisane były w ich codziennej mowie.
Czy wiesz, że za Jagiellonów, w Krakowie, dokumenty dotyczące spraw Księstwa Litewskiego były pisane literami alfabetu św. Cyryla i Metodego? Powiesz to dawna historia. - Dawna ale prawdziwa, pod warunkiem, że nie będziemy wyrywać z niej kartek. Nie zapominaj że w psalmie 89 napisano, iż u Boga tysiąc lat, jak dzień jeden. Gdy więc posłużysz się Bożym kalendarzem, okaże się, że to było wczoraj przed południem!
Współpracując z Bogiem, współtworzymy historię, której nie trzeba się wstydzić. Ten kto chce wyrugować język cerkiewno słowiański z nabożeństwa, zazwyczaj wcale się nie modli a krzyk duszy niszczonej wstydem pokrywa agresją. Ci, którzy chcą się modlić, kochają mowę zapisaną alfabetem świętych. Gdy trwała dyskusja o potrzebie zmiany języka nabożeństw, zaprotestowała nasza młodzież mówiąc: "Zostawcie cerkiewno - słowiański. W tym języku nikt nie przeklina, nie bluźni ani nie kłamie. To język modlitwy! Żywym uczynili go święci Bracia pisząc alfabet i tłumacząc modlitwy Liturgii i Biblii".
To właśnie dlatego i ja się nie wstydzę a jestem dumny, że jestem Białorusinem - a podobne jak moje nazwisko, w księgach mojej parafii Czyże było zapisane już w roku 1536! Mam się tego wyrzec? Wspominam Drohiczyn bo tam dane mi było przygotować Parafię do obchodów święta dziewięćsetlecia tej Parafii. To było 1985 roku. Starszą jest parafia w Mielniku n/Bugiem - pierwsze wzmianki o niej pochodzą z 1005 roku. Rosji wtedy jeszcze nie było. To dlatego chcę uczyć tych, którzy nie znając historii chrześcijaństwa w swej Ojczyźnie, bezmyślnie klepią: "ruski, ruski"?!! Dumny jestem, że przez 58 lat kapłaństwa mogłem w mojej Ojczyźnie realizować dzieło Boże. Dziękuję Bogu za dobrych ludzi, których stawiał na mej drodze - prawosławnych i katolików różnych narodowości. To tu w Białymstoku, za zgodą naszego Arcybiskupa, nawiązałem partnerski kontakt z katolicką parafią Niemczech. To młodzi Niemcy-katolicy pomagali budować cerkiew Hagia Sofia, a nasza młodzież z Wygody budowała kościół w Mannheim!
Nie mogę też zapomnieć kim jestem. Tak. Jestem popem! Wszystko zależy od tego: kto, jak i z jakim zamiarem je używa zgodnie z polskim przysłowiem: "Jak zwał, tak zwał; choć by garnkiem byle do pieca nie sadzał". Pop to wymowa greckiego słowa "papas" = "ojciec". (Anglojęzyczni o papieżu tez mówią "poup" - różnica w tym, że w naszej parafii jest nas siedmiu). Parafianie mówią do nas "batiuszka" to znaczy "ojczulek" bo tylko do Boga mówią: "Otcze nasz.." Gdy w Rosji rozpoczęła się rewolucja, słowo "pop" oznaczało wyrok śmierci. Tak było do Chruszczowa a nawet Breżniewa. W czasach tych prześladowań, według udokumentowanych źródeł zginęło ponad sześćset pięćdziesiąt tys. biskupów, duchownych, zakonników, zakonnic. Czy tych męczenników też mamy lekceważyć?
Jeżeli nie lubisz historii, opowiem o moim przeżyciu. - Gdy byłem proboszczem cerkwi św. Trójcy w Tarnogrodzie, musiałem wiele spraw, przydziałów materiałów budowlanych, załatwiać w Biłgoraju. Pewnego dnia (to był rok 1971) gdy wsiadłem do autobusu, kierowca wstał ze swego miejsca, wziął mnie za klapy marynarki i powiedział: "Wyjdź, popów nie będę woził." Dojechałem do domu innym autobusem, o zdarzeniu zapomniałem. Po trzech miesiącach, akurat na święto Uśpienija poszedłem z tacą, aby uzbierać na spłatę raty pożyczki zaciągniętej przez poprzednika na budowę plebanii. W przedsionku cerkwi podchodzi do mnie "mój" kierowca i mówi: "Ojcze! Moja córka zachorowała, lekarze nie dają szans. Słyszałem, że tu modlitwa pomaga". Powiedziałem, że tu nie autobus i po Liturgii odprawię molebien przed ikoną Matki Bożej, co później spełniłem. Najważniejsze nastąpiło po trzech tygodniach. Idąc na przystanek autobusowy ujrzałem autobus zatrzymujący się na środku drogi, z którego dosłownie wyskoczył "mój" kierowca, klęknął przede mną wołając:" Ojcze dziękuję! córka moja wyzdrowiała!" Odpowiedziałem: "To nie ja. To Bóg użył moich rąk do trzymania Ewangelii, mych ust do wypowiadania modlitwy. Resztę uczynił On i Jemu dziękuj." W duchu pomyślałem: "Bóg wystawił fakturę. Przed garstką ludzi poniżyłeś, przed tłumem przeprosiłeś."
Teraz przechodzę do najtrudniejszego Tobie i dla mnie. Chodzi właśnie o faktury - Twoje i Boże. Chciałeś zapewne dobrze, ale wyszło gorzej niż myślisz. Mnie nie obraziłeś - jak widzisz jestem "zaszczepiony". Wielu zraniłeś. Wielu zgorszyłeś. Pamiętasz, Jezus powiedział: "Jeżeli ktoś zgorszy maluczkiego, lepiej by mu było wziąć kamień młyński.."? Ale jest jeszcze gorsze. Wziąłeś pieniądze, by zrealizować swój zamiar. Nie pytam o koszt, ani o rozliczenie. To sprawa fiskusa. Na szali postawiłeś godność swoją i wielu, wielu ludzi. Zamiast świadczyć o swej wierze dobrymi uczynkami, tam na bilbordach napisałeś, że trzeba wyrzekać się swojej tożsamości! Sprzedać to, co powinno być święte! Nie czujesz, że te pieniądze za bilbordy są podobne do srebrników? Ty o nie zabiegałeś, czy ktoś namówił? W obu przypadkach podobieństwo straszliwe. Zapraszam na modlitwę zanim Niebo nie wystawi faktury. Jeżeli jeszcze wierzysz, przyjdź!
- z miłością w Chrystusie - o. Grzegorz
Material filmowy pochodzi z kanału Pitoń TV